Wspominałam już, że nie lubię się babrać i zarówno nie lubię kończyć jak i zaczynać projektów. Najbardziej w pracy z kaboszonami nie lubię tego, że żeby zacząć muszę się wcześniej przygotować. Po prostu mi to przeszkadza.
Tak więc poprzyklejałam do filcu mnóstwo kaboszonów, żeby mieć co robić w czasie wyjazdu do Bielska, czy po prostu, jak najdzie mnie ochota - żeby siąść i robić.
W jednym woreczku miałam już przyklejone kaboszony z wyciętym filcem na tyle, żeby nie zajmowały za dużo miejsca i żebym mogła je spokojnie obszyć, a także kolorystycznie dobrane koraliki TOHO. I tak sobie to dojrzewało przez bity rok...
Aż w końcu w grudniu postanowiłam, że żarty się skończyły, mnóstwo nowych kaboszonów czeka na swoją kolej, a byłoby nie fair brać się za coś nowego, skoro te dalej czekają na ich przerobienie.
Muszę być fair wobec swoich robótek 😋 To taki mój wewnętrzny kodeks świata handmade - jeśli coś jest do dokończenia, nie biorę się za nowe.